Król Ognistych Smoków
Zapadła noc, a pod jej osłoną, skończył Alios naradę z pobratymcami. Hinata pierwszy raz widziała tyle elfów, każdy wyglądający inaczej, a jakby tak samo. Z charakterystycznymi uszami, z urodą i olśniewającym pięknem. Jeden blady, z wielkimi, niczym spodki oczyma, w kolorze intensywnego szmaragdu. Drugi, ciemnoskóry z czekoladowymi niczym wykwintne praliny. Każdy patrzył na nią z zainteresowaniem. Bo przecież wcześniej nie wiedzieli o niej nic.
Zdziwiła się, kiedy Alios zaprosił ją na posiedzenie. Najpewniej chciał, aby przedstawiła wszystko, co wie na temat przyszłej wojny. Na początku zdawała się być nieśmiała, by po chwili wyjawić wszystkie znane sobie szczegóły.
Narada trwała długo, nawet dłużej niż Hinata przypuszczała.
— Przemyślimy Aliosie tą decyzję, każdy na spokojnie w swoich posiadłościach. Na następnym spotkaniu zapadnie decyzja. — Rudy elf imieniem Domitril, zapiął ostatni guzik swojej szaty i wyszedł z sali obrad.
— Więc trzeba będzie czekać jeszcze trzy dni — wyszeptał Toneri do Hinaty i zamknął mahoniowe drzwi. — Niestety, kiedy przychodzi do podjęcia ważnej decyzji, część z rodzin musi przedyskutować to zresztą. Takie mamy prawo.
— Może to dobrze.
— A może jednak nie? Z tego co panienka prawiła, wywnioskować mogę, że nie ma zbytnio czasu. A już na pewno nie na takie bzdety.
Hinata kroczyła u boku Toneriego, aż pod drzwi swojej komnaty. Było już późno w nocy, najpewniej po drugiej, więc wszyscy jej towarzysze z Konohy już spali. Otsutsuki także wydawał się zmęczony, lecz trudno było się mu dziwić. W końcu wcześnie rano zaczął służbę.
Dotarli do komnaty, przystając u drzwi. Nim Hinata je otworzyła, spojrzała raz jeszcze na twarz mężczyzny. Niebieskie oczy wywierały na nią nacisk, lecz wyszeptała tylko słowo dobranoc.
— Śpij dobrze — odpowiedział strażnik i osunął się w głąb ciemnego korytarza.
Zdziwiła się Hinata, gdy w zaciemnionym pokoju zastała Sakurę. Haruno czekała na nią, z niewątpliwą ciekawością.
— Więc jak było? — wyszeptała.
— Nudno. Właściwie ich obrady nie różnią się od tych w Konosze.
— I jaka jest decyzja? Przystąpią do wojny?
— Nie wiadomo.
Hinata opadła na łoże. Z jednej strony była zmęczona wcześniejszym treningiem z paniczem Uchiha, a potem jeszcze to zebranie. Z drugiej strony nie mogła oprzeć się satysfakcji i napawającej ją ekscytacji, aby opowiedzieć wszystko Sakurze. W końcu odkąd przybyły do Edolas, nie zamieniły ze sobą więcej niż kilka słów.
Hyuga większość czasu trenowała z Uchihą, natomiast Haruno poszerzała wiedzę o elfickich lekach, ziołach i naparach. Mimo, że Hinata robiła postępy z dnia na dzień, co nawet dzisiaj powiedział Sasuke, to za każdym razem zmęczona opadała na łoże i szła spać.
— Za trzy dni ma być kolejne zebranie i ostateczna decyzja.
Skierowała wzrok na okno, z którego obserwowała jasną poświatę księżyca. Zastanawiała się, co teraz robi Hanabi? Czy powróciła do dworu bezpiecznie i czy trzyma się z dala od kłopotów.
— Dlaczego trzy dni?
— Toneri zdradził mi, że takie jest tutaj prawo.
— No cóż, to musimy czekać.
Haruno sposępniała, podkulając nogi i opierając na kolanach brodę.
— Co jest między tobą, a paniczem Sasuke? — Hinata wyrzuciła z siebie pytanie, nim zdążyła się nad nim zastanowić.
— Czemu o to pytasz Hina?
— Po prostu podczas treningu widzę, jak patrzy na ciebie. Zawsze, gdy jesteś w pobliżu traci koncentracje. Jedynie wtedy mam szansę go trafić ostrzem. Wczoraj praktycznie już go miałam.
— Nie wiem, co mam powiedzieć. — Na jej bladych polikach wystąpił delikatny rumieniec. — Nic nie ma. Przecież wiesz, że ma narzeczoną.
— Ino? Nie zauważyłam, by na nią tak spoglądał.
— Przyznał mi się, że to nie jest narzeczeństwo z uczucia. Jednak on ma zobowiązania rodowe. Dobrze wiesz, że pochodzi ze znanego i szanowanego rodu Uchiha, a ja? Ród Haruno nigdy nic nie osiągnął, nie jesteśmy tak poważanym rodem. Nie mogę się z nim związać.
— Kochasz go?
— Nie można powiedzieć bym go kochała, lecz nie mogę zaprzeczyć, że nie żywię do Sasuke jakiś większych uczuć. Jest poważny, wyrafinowany, a z drugiej strony także inteligentny i po części wrażliwy.
— Zapomniałaś o najważniejszym – wtrąciła się Hinata. — Zdecydowanie za surowy.
Obie zaśmiały się jednocześnie, a w sercu Haruno pojawił się jakiś promyk nadziei. Odkąd dowiedziała się o Ino, starała się wyprzeć to uczucie z głowy, lecz często przychodziło, kiedy przypadkiem dostrzegła sylwetkę strażnika w oddali. Postanowiła więc skupić na medycynie, zgłębiając elfickie nauki. Tylko tak potrafiła się od tego uczucia uwolnić.
— Za to ty Hinata wcale nie jesteś taka niewinna!
— Ja? — Hyuga zarumieniła się i zasłoniła dłońmi twarz.
— Doskonale widziałam, jak razem z Naruto–kun macie ku sobie. Poza tym ostatnio opuszczał twoją sypialnie lekko zdyszany. — Spoglądnęła na Hinatę podejrzliwie. — Czyżbyście…
— Nie spaliśmy ze sobą! — pisnęła zawstydzona, zakrywając jeszcze bardziej rumianą twarz. — Neji stał za drzwiami, kiedy miało do czegoś więcej dojść.
Sakura wybałuszyła oczy, które teraz przypominały wielkie, zielone spodki. Nie spodziewała się takiej reakcji po Hinacie. Możliwe, że zmęczenie, albo długi brak rozmowy damsko-damskiej sprawiło, że Hyuga bardziej otworzyła się przed przyjaciółką.
— Powiem ci, że nie spodziewałam się takiej szczerości.
— Ja także. Jednak do niczego więcej niż pocałunku nie doszło.
— Rozumiem — Sakura spojrzała na błyszczący księżyc znajdujący się na atramentowej powłoce nieba. Przetarła zaspane oczy i powstała z łoża. — Późno już, powinnam udać się do komnaty. Tobie Hina też przyda się sen, wyglądasz na zmęczoną.
— Masz rację Sakura–chan — ziewnęła, zakrywając ręką usta. — Padam z nóg.
— Dobranoc.
— Dobranoc.
♥
Zaciemniony loch zdawał się być opustoszały. Przez niewielką okienną szparę blask księżyca próbował przenikać w głąb pomieszczenia, przez co Jiraya mógł zaobserwować, że został na warcie tylko jeden strażnik. W powietrzu ciągle unosił się zapach wilgoci, pochodzącej z okalającej mury fosy. Jedynym wyjściem były masywne, zawsze dobrze strzeżone drzwi, z mosiężnymi barykadami i zasuwkami. Jednak Jiraya zdążył opracować plan i czekał właśnie na ten dzień.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że Madara opuścił posiadłość, więc teraz ochrona zostanie podwojona. Lecz obecnie przy drzwiach stał tylko jeden ochroniarz. Nie wiele myślał, postanowił w końcu wydostać z głębin ciemności, która go pochłaniała.
— To moja szansa — wyszeptał do siebie.
Starał się wyciszyć, by zdobyć jak najwięcej czakry z otoczenia. Wdech i wydech. Pomimo odniesionych obrażeń przez wcześniejsze tortury, zdawał się nabierać sił. Biorąc spokojnie oddech, poczuł impuls, przeszywający całe ciało, by dostarczyć czakry. Skupiony na otoczeniu, zdołał usłyszeć szmery wydawane przez myszy, gwar rozmów wartowników i szum wody z fosy. Jedna jego szansa, właśnie nadeszła teraz.
Wzmocnił uścisk dłoni, zacisnął pięść, a mosiężne kajdany opadły z lekkim hukiem na posadzkę. Aktywował Tryb Mędrca, a jego oczy nabrały charakterystycznego wyglądu, którym było ciemne zabarwienie wokół oczu. Jiraya nawet nie czekał, aż strażnicy zjawią się w lochu, sam wyszedł im na przeciw.
Za drzwiami lochu stał jeden, obezwładnił go jednym ciosem, by następnie znaleźć się w samym centrum uwagi kilkuset strażników. Jednak musiał się uwolnić, za wszelką cenę.
♥
Obserwował błękitne niebo, po którym tylko nieliczne, śnieżnobiałe obłoki poruszały się z gracją. Zielona trawa była delikatnie wilgotna, od spadających kropli z pobliskiego wodospadu. Oddech jego był głęboki i powolny, jakby chciał się cieszyć chwilą.
Od jakiegoś czasu zdawał się mieć świadomość, że za niedalekim konarem, ktoś go obserwuje. Czuł niewątpliwie palący wzrok czerwonych tęczówek sharingana. Znajoma postać nie poruszała się zbyt szybko, za to zdecydowanie pewnie, a wraz ze stawianymi przez przyjaciela krokami, utwierdził się Naruto w przekonaniu, że Sasuke nie ma nic ciekawszego do roboty.
— Znowu się obijasz? — Uchciha zaśmiał się i rzucił w przyjaciela niewielkim bukłakiem z wodą.
— Niektórzy zwą to obijaniem, a inni odpoczynkiem.
— Nie potrafię tak bezczynnie siedzieć, jak ty.
— Dlatego nie proponowałem ci tego Sasuke. — Obaj zaśmiali się do siebie, a Naruto odkręcił i napił się łyk wody. — Jak idzie trening panienki Hinaty?
— Może będzie potrafiła unieś miecz, kiedy przyjdzie jej czas — odrzekł siadając obok strażnika. — Oby jednak nigdy nie musiała tego robić. Zależy ci na niej?
— Nie wiem, dlaczego, lecz przy niej czuję się potrzebny. Jest delikatna i skromna, zawsze uśmiechnięta. Poprawia mi humor i samopoczucie, przy niej czuję się lepszym człowiekiem.
— W dodatku podoba ci się.
— Jest piękną kobietą.
Na policzku Naruto pojawił się delikatny rumień, bo pomimo swojego wieku, wciąż rozmowy o kobietach go zawstydzały. Od dziecka, jako syn znakomitego generała, wolał rozmawiać o mieczach, wojnach i bitwach. Słuchał legend i podań o bohaterach. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że jakaś kobieta zawróci mu w głowie. W momencie, kiedy poznał Hinatę, zrozumiał, że już nie jest młokosem, a z każdym kolejnym spotkaniem, rozmową, wymianą zdań, jakaś część jego serca, mimowolnie biła szybciej. Uwielbiał jej uśmiech, szczery i szeroki. Jej skromność i dobroduszność. Delikatność, lekką nieporadność, ale i odwagę. Zdawała się być idealną kandydatką na żonę i towarzyszkę życia.
— A ty nie bądź takim świętoszkiem Sasuke! — Uzumaki dał mu kuśtykańca w bok. — Przecież doskonale wiem, że nie możesz się zdecydować.
— Nie wiem, o czym mówisz.
— Czyżbyś nie miał dylematu pomiędzy dwiema kobietami?
Uchiha spojrzał z politowaniem w kierunku przyjaciela, lecz nie wiedział, czy lepiej uderzyć go rękojeścią miecza w głowę i nabić kilka guzów, czy odpuścić. Ostatecznie wybrał drugą opcję, kładąc się na trawie. Niebo było wyjątkowo piękne tego dnia.
— Wiadomo coś o Itachim? — Przerwał ciszę, zakładając ręce za kark.
— Kakashi mówił, że podobno widziano go w okolicy góry Hotaka.
— Więc dotarł przez śnieżne ostępy, jezioro Roku i...
— Był także tutaj, w Edolas. Alios rozmawiał z Kakashim, zdołałem podsłuchać, nim wznieśli barierę ochronną.
— Powinienem ruszyć mu na pomoc, w kocu każdy wie, że wyprawa do krainy smoków to samobójstwo. Itachi może nie wrócić z tej wyprawy.
— Sasuke nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji. — Naruto przytrzymał przedramię strażnika, który w pośpiechu chciał podnieść się z ziemi.
— Naruto, to mój brat. Nie mogę pozwolić mu zginąć.
Uchiha ze świstem wciągnął powietrze. Był zły na wszystkich: Trzeciego, który zlecił to zadanie, ojca, który na to pozwolił, ale najbardziej na Itachiego, że zataił całą prawdę. Ostatecznie Sasuke przecież mógł pomóc bratu. Dwóch użytkowników sharingana, na pewno poradziłoby sobie z tymi bestiami.
— Tym bardziej nie możesz narażać swojego życia. — Uzumaki wzmocnił uścisk, chociaż, gdyby Uchiha chciał, mógłby się z niego bez trudu wydostać. — Itachi to świetnie wyszkolony shinobi na pewno sobie poradzi. Posiada moc sharingana, znacznie przekraczającą twoje umiejętności, co Sandaime wiedział, dlatego wysłał twojego brata. Jeżeli teraz ruszyłbyś za nim, tylko utrudniłbyś mu robotę.
Sasuke opadł na trawę, wciąż poddenerwowany zaistniałą sytuacją. Chociaż słowa Naruto były najszczerszą prawdą, nie potrafił zaprzestać myśleć o bracie. Nie po to szkolił się, by dorównać Itachiemu. Zamknął powieki, aby następnie zaczerpnąć znów powietrza.
Naruto miał racje, teraz tylko pozostało czekać na wieści od Kakashiego.
♥
Wnętrze skały ukrywało wiele ciasnych korytarzy, prowadzących do jednego dużego holu. Zapewne tutaj, przez odłamek w dziurze, smoki wlatywały do swojego królestwa. Ciemność jaka panowała, nie zaskoczyła wojownika, lecz stanowczo utrudniała odnalezienie prawidłowego kierunku. Zbierając czakrę, aktywował sharingana i rozejrzał się dookoła. Chociaż do tego lepiej nadawałby się byakugan rodu Hyuga, Itachi był świetnie wyszkolonym tropicielem.
Po kilkunastu minutach odnalazł prawidłową drogę. Korytarz rozchodził się po bokach, zapraszając w swój głąb. Pochodnie z obu stron, jarzyły się ogniem, rozjaśniając drogę. W końcu dotarł Itachi do głównej sali, gdzie przed wejściem do groty, napotkał wielkie, bursztynowe ślepia.
— Oczekiwałem na ciebie Itachi, synu Fugaku.
Itachi spojrzał w głąb sali, dostrzegając wielkie, bursztynowe oczy, w kształcie migdała. Poniżej znajdował się długi pysk, pokryty łuskami w kolorze rubinu, z którego nozdrzy wydobywała się gęsta para.
— Igneel — wyszeptał do siebie Itachi. — Witaj, o wielki smoczy królu!
Z pobocznych tuneli nadlatywały smoki, większe i mniejsze, mocniej zbudowane i także te długie, wątłe. Uchiha zdawał sobie sprawę, że musi zachowywać dystans i spokój, inaczej zostanie spalony żywcem.
— Na mój rozkaz, żaden z moich pobratymców nie rzuci się na ciebie, więc możesz dezaktywować sharingana i podejść bliżej.
Itachi nie wiedział, czy można wierzyć słowom Igneela, ale ze względu na dobro misji, powinien mu zaufać. Dezaktywował sharingana, starając się oszczędzać czarkę, potrzebną w razie koniecznej walki. Podszedł bliżej, wyczuwając, że we wnętrzu góry jest zdecydowanie cieplej niż w otaczającej ją puszczy.
Zrobił krok do przodu, niezbyt długi, lecz spokojnie poruszał się w głąb skalnej groty. Zachowując czujność, pozwolił aby przybyłe smoki zasiadły na swoich półkach skalnych. Igneel wziął jeden wdech i wypuścił z nosa ogień, zapalając leżące między nimi kłody. Zrobiło się w grocie jaśniej, tak, że smok mógł w całej okazałości zobaczyć twarz Uchiha.
— Zapewne wiesz, z jaką misją przybyłem do ciebie o Ingneelu władco ognistych smoków. — Itachi zaczął powoli mówić, jakby obawiając się, że pośpiech może go zgubić. Doskonale pamiętał słowa pustelnika, że smoki to bardzo honorowe stworzenia.
— Wiem, lecz nie ty jeden żołnierzu z Konohy próbujesz przekonać nas aby przystąpić do wojny — odrzekł spokojnie smok, przeszywając Itachiego wzrokiem bursztynowych tęczówek. — Jakie propozycje masz dla nas synu Fugaku?
— Jak zapewne wiesz, o majestatyczny Igneelu, że Uchiha Madara wypowiedział wojnę trzeciemu hokage Hiruzenowi Sarutobiemu. Niestety zapragnął czegoś więcej, niż tylko Kraju Ognia, a raczy pogrążyć w ciemności wszystkie z pięciu nacji.
— Smoki w dalszym ciągu mogą być bezpieczne, z dala od krain shinobi. To wam zależy na wolności. Nie musimy się angażować, to wasza wojna.
— Igneelu, kiedy Madara zdoła dojść do władzy, to już nie będzie tylko nasza wojna. Smoki także pogrąży ciemność. Będziecie siedzieć, w tej grocie, jak w klatce. Nie mogąc wyjść na powierzchnie, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
— Smoki dawały sobie radę od tysiącleci. Z mojego rozkazu nie zbliżaliśmy się do ludzi, woleliśmy usunąć się i tutaj rozpocząć nowe życie. Nie chcieliśmy dłużej prowadzić tego nic nie znaczącego konfliktu. Dlaczego uważasz, że tym razem powinniśmy się mieszać w wasz spór?
— Bo jesteście częścią wszechświata, czyż nie? Za niedługo już może nie być podziału na smoki, czy ludzi. Ciemność ogarnie ten świat, nie oszczędzając nic. Możliwe, że już nie będzie Konohy, pięciu nacji, Edolas, samotnej puszczy, a nawet góry Hotaka. Zniknie wszystko, co nam drogie. Więc zapytam ostatni raz, jaka jest twoja decyzja smoczy królu?
Od K: Nie wiem, czy wiecie ale Waleczni obchodzą dzisiaj swoje pierwsze urodziny! Bardzo dziękuję wszystkim za ten czas, w którym byliście ze mną, z nimi i z tym opowiadaniem. Tworzenie dla Was miało sens. A wracając do tego rozdziału — po długiej, długiej przerwie, może jednak już wrócę na stałe. Nie wiem czy za miesiąc, czy za dwa, ale na pewno będę kontynuować tą historię. Bo mam do niej sentyment. Może zbyt wielki. Także do następnego!
Od czasu do czasu, kiedy w końcu mam wolny wieczór, tylko dla siebie, przypominam sobie, że istnieją jeszcze opowiadania i cieszę się, że te które czytałam są nadal kontynuowane :)
OdpowiedzUsuńHistoria, którą tworzysz jest wg mnie bardzo ciekawa i łączy to co najbardziej lubię, dlatego będę tu wracać, żeby sprawdzić jak dalej się potoczy.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła XD Nie będę specjalnie przytaczać wszystkich fragmentów, bo musiałabym wszystko od nowa przeczytać, ale taki jeden co najbardziej zapamiętałam to np. "dwoma kobietami" zamiast "dwiema kobietami". Takich pojedynczych jeszcze tam chyba kilka widziałam, ale mój mózg już automatycznie czyta tak jak to powinno być. Jedynie mogę doradzić refleksję nad każdym słowem i jego brzmieniem :) Niekiedy zdarzają ci się niepotrzebne powtórzenia w momentach, kiedy już w domyśle wiadomo o co chodzi. Najczęściej powtarzały mi się imiona i jedna taka sama część zdania: "a potem jeszcze to zebranie" - napisałaś to, chyba bezwiednie, dwa razy tak samo ^^.
Aha i jeszcze: " Oczy nabrały wygląd charakterystycznych tęczówek." - nie każdy musi wiedzieć dlaczego te tęczówki są charakterystyczne, dlatego lepiej zawsze wszystko dokładnie opisać zanim napisze się tak ogólnikowe zdanie. No chyba, że gdzieś to już było opisane, a ja po prostu nie pamiętam.
Brakuje mi jakiegoś opisu między rozmową Hinaty z Sakurą, a jej wyjściem z komnaty. Albo innego doboru słów w wypowiedzi Sakury, bo wyszło to trochę tak, jakby Sakura się obraziła i chciała szybko wyjść. Wiem, ze nie to było w zamiarze, dlatego dodałabym tam np. jakiś krótki opis przemyśleń Sakury, co do aktualnego stanu Hinaty, ciepłego uśmiechu, gestu. Tak żeby trochę złagodzić i wyjaśnić/usprawiedliwić jej słowa.
Trochę się naprzyczepiałam, ale nie miej mi tego za złe, bo gdyby mi się nie podobało, to bym się nie wysilała ;)
To co wytknęłam to są drobnostki na tle całej reszty, która, uważam, że jest napisana bardzo ładnie, schludnie, z zachowaną interpunkcją, bez błędów ortograficznych, z akapitami, długimi pauzami, które uwielbiam, bo dzięki nim tekst wygląda dużo, dużo lepiej.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, który mam nadzieję, pojawi się niebawem ^^.
Pozdrawiam i życzę weny :*
PS. Czemu poliki, a nie policzki? :D
Bardzo dziękuję za komentarz, ponieważ nie ukrywam, że zastanawiałam się, czy ktoś tutaj jeszcze zagląda :)
UsuńCieszę się niezmiernie, że zwróciłaś uwagę na tak oczywiste błędy i mam pewność, że ktoś czyta z uwagą :D
Już się biorę za ich poprawę :-)
Nie ukrywam, że rozdział został napisany już dawno, a dodany w lipcu, gdzie mój warsztat nie był idealny. Postaram się wszystko poprawić, ponieważ mam duże plany, jeżeli chodzi o to opowiadanie. Z całą pewnością jeszcze namieszam w życiu bohaterów i mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe.
Pozdrawiam cieplutko! :)
A jeżeli chodzi o poliki, jakoś będąc dzieckiem, gdzieś tak przeczytałam i już mi tak zostało. Może po prostu jestem trochę inna. Chociaż kiedyś znalazłam rozprawkę, jaka jest prawidłowa wymowa/pisownia :D