piątek, 8 stycznia 2021

Rozdział #17

 

 Itachi Uchiha


Zimny wiatr musnął jego polik, pozwalając długim, czarnym kosmykom na frywolny taniec w pustej przestrzeni. Ledwie przekroczył granice, a już żałował, że w ogóle tu przybył. Jednak rozkaz hokage był dla niego priorytetem, więc Itachi stał teraz u podnóża góry Hotaka, oczekując tego, co miało nastąpić.
– To do roboty.
Westchnął beznamiętnie i tuląc się szczelniej podróżnym płaszczem, skierował w głąb leśnej puszczy. Wchodząc do zaciemnionego boru, zasłonił się przed mroźnym wiatrem, który skutecznie tamowała gęstwina drzew. Z każdym krokiem, odczuwał trud podróży, krok, za krokiem. Ciężar szat skutecznie blokował jego ruchy, dając jednak ciepło, które było w tym momencie niewątpliwie potrzebne. Pod stopami chrzęścił mu sypki śnieg, który w tej części stawał się suchy i nieprzyjemny. W oddali słońce, teraz jaskrawo czerwone, zachodziło za górą, więc Itachi stwierdził, że nie może być później niż szósta, chociaż tutaj, zważając na naturalne okoliczności – mróz, wiatr i śnieg, mógł trochę się pomylić.
Był siedemdziesiąty drugi dzień jego podróży, odkąd opuścił klanowy dwór. Parząc na wierzchołek góry, przypominał sobie rodzinne strony – górę Asahi, jezioro i polany. I zatęsknił za rodzinnymi stronami. Jednak one, w porównaniu do smoczej siedziby, były przytulne i radosne. W nikłym świetle zachodzącego słońca, zdołał jeszcze ujrzeć samotną górę, otoczoną gęstą mgłą i ciemnymi kłębami chmur.
Za sobą Itachi miał już długą podróż. Przebył spękane zbocza i wielkie skarpy, urwiska i wodospady. Miesiąc temu zatrzymał się, wpół wycieńczony w Edolas, skąd pokierował go Alios do smoczej krainy. 
Przemierzał więc leśny bór, kierując się w stronę góry. Wyżej i wyżej. Z każdym kolejnym metrem, powietrze robiło się gęste i Itachi z trudem łapał powietrze. Za niedługo miało się ściemnić, więc miał tylko dwie opcje – dojść do góry, lub znaleźć schronienie i przenocować. Zastanawiał się więc Uchiha, co począć? Sprawdził zapasy jedzenia, wystarczyło na ostatnią noc.
Po kilku milach śnieg zaczął bardziej prószyć, a wraz z nim, zerwała się wichura. Włosy rozwiewały na wietrze, lepiąc się do twarzy, uniemożliwiając podróż. Przemoczone odzienie utrudniało wędrówkę, więc starał się odnaleźć schronienie. Resztkami sił i czakry aktywował sharingana, usiłując odnaleźć bezpieczną kryjówkę. W tych warunkach atmosferycznych było to niezwykle trudne, lecz wykonalne. Wystarczyło się odpowiednio skupić. Wyciszył więc umysł i skupił się na obrazie. 
Jego oczom ukazała się grota, w której zdecydował się przeczekać. Inaczej zgubiłby trop i nie dotarł do smoczego królestwa, a już na pewno nie żywy. Resztkami sił podążył w jej stronę, ostatnie mile biegiem. Wejście było dosyć wąskie, skute lodem i mroźne. Przecisnął się przez szparę i jego oczom ukazała się mała, przytulna izba. Zdziwił się, gdy obok ściany ujrzał mały futon, leżący na ziemi, schludnie zaścielony.
– Nie spodziewałem się gości! Coś ty za jeden?
Gdyby nie refleks Itachiego, już byłby martwy. Shuriken wielkości dorodnego arbuza, powędrował w jego stronę. Nie potrzebował sharingana, by uchylić się od ciosu.
– Nie wiedziałem, że tutaj ktoś mieszka.
– Posiadasz sharingana i nie dostrzegłeś futonu, stolika, czy prowiantu?
Przed Itachim stanął drobny starzec, z posiwiałą brodą, pochylony, oparty o drewnianą laskę.
– W tych warunkach ciężko o dobry obraz.
– Prawda, burza śnieżna rozszalała się na dobre. Nie wiadomo, kiedy ustąpi.
Starzec opadł na futon, opierając laskę o skały. Itachi bacznie go obserwował, nie wiedząc, co myśleć o tym spotkaniu. Jego głowę zapełniało coraz więcej pytań, na które nie potrafił znaleźć sensownych odpowiedzi.
– Jestem pustelnikiem. – Przerwał milczenie starzec, kierując wzrok na Uchihę. – Blisko dwadzieścia lat tu stacjonuję. Spokój, cisza i od uosobienie pomagają osiągnąć wewnętrzną równowagę. Zapewne szukałeś schronienia przez burzą? Chociaż jest maj, w tych stronach są częstym zjawiskiem, nawet w letnie dni.
Milczał Itachi, w dalszym ciągu stojąc na progu wejścia do groty. Nie wiedział, czy starzec jest poczytalny, zwłaszcza jeżeli przebywał tak długi czas bez towarzystwa.
– Spokojnie, nic ci nie zrobię. Burza na pewno nie uspokoi się do rana, a samobójstwem było by brnąć w nią dalej. Nie wyglądasz mi na głupca. – Powstał w futonu i dotarł do niewielkiego kociołka stojącego nad ogniem. – Zjesz może ciepłej zupy?
Mimo iż nie był zadowolony z obrotu tej sprawy, musiał przystać na propozycję starca. Opad na posadzkę, obserwując iskrzący się ogień. Nie była to najlepsza zupa, jaką Itachi jadł, lecz też nie najgorsza. Dawała mu nadzieje na odzyskanie utraconej energii i wewnętrzne rozgrzanie.
– Co cię sprowadza chłopcze w te niezbyt ciekawe strony?
Itachi milczał. Zdawał sobie sprawę, że to wszystko jest zbyt tajną misją, aby móc się dzielić jej szczegółami, zwłaszcza z obcą osobą. Wzrok utkwił w ścianie bocznej groty, obserwując cienie poruszające się po niej. To dwa ptaki siedziały na skalnej półce i czyściły swoje pióra.
– Jesteś shinobi. – Ciągnął dalej starzec. – Pewnie to ściśle tajna misja. Patrząc na maskę przy twoim prawym boku, wnioskuję, że musisz należeć do specjalnej jednostki skrytobójców Wioski Liścia. Jednak nie wiem, czego Konoha poszukuje daleko na północy.
– Smoki. – Wychrypiał Itachi, czując suchość w ustach. Mroźne powietrze podrażniało jego gardło, powodując dyskomfort.
– To ciężka przeprawa z nimi cię czeka. Nie znam drugich tak honorowych, charakternych i upartych stworzeń, jak smoki. 
Spuścił starzec głowę i pokręcił nią z niedowierzaniem. Zdawał sobie sprawę, że przed Uchiha nie lada wyzwanie. Stacjonując dwadzieścia lat w tej grocie, nie raz się z nimi spotkał. Większość z nich unikała ludzi, lecz zdarzali się i tacy, dla których polowanie na ludzi było zabawą. Czymś w rodzaju umilenia wolnego czasu.
Pustelnik omijał ich dalekim krokiem, nie chcąc narażać się na smoczy gniew. To już nie były te czasy, w których smok i człowiek stawali ramię w ramię, złączeni przymierzem krwi. Świat się zmienił. Ludzie się zmienili, smoki zamknęły się w sobie.
– Wnioskuję, że sytuacja zmusiła was do tego. 
Itachi w dalszym ciągu nie odwrócił wzroku ze ściany. Nie powinien zdradzać szczegółów swojej misji, zwłaszcza, że nieznajomy mógł być jednym ze szpiegów nieprzyjaciela.
– Pomimo tego, że stacjonuję w tej dziczy, z dala od ludzi, słyszałem o obecnej sytuacji. Uchiha Madara wypowiedział wojnę?
Itachi twierdząco skinął głową.
– Pewnie myślisz, że nie możesz mi ufać. I dobrze. Człowiek nie może bezgranicznie ufać drugiej osobie.
Śnieżyca ciągle szalała przed wejściem, słychać było tylko szum gałęzi, obijających się od siebie.
– Czas iść spać. Jeżeli chodzi o wejście do smoczej krainy, najlepiej skieruj się do samotnej góry. W niej znajduje się szczelina, dzięki której przedostaniesz się do środka. Lecz uważaj, niedawno widziałem kręcących się niedaleko podejrzanych shinobi.
– Sojusznicy Madary.
– Tak. Powinieneś od razu odnaleźć Igneela. To król smoków.



Plac treningowy był jeszcze opustoszały, tak jak dziedziniec znajdujący się nieopodal. Była to niewielka polana, z uklepaną wcześniej ziemią, otoczona rosłymi, zielonymi kasztanowcami, których korony sięgały wieżyczek obronnych zamku. Za nimi Hinata dostrzegła wątły wodospad, którego wody kończyły swą podróż w niewielkim jeziorku. Wszystko w te krainie było magiczne, a widząc tą symbiozę człowieka z naturą, jakaś cząstka jej samej pragnęła tu pozostać.
– Nie powinnaś dać się zajść od tyłu. – Usłyszała głos Sasuke, gdy nagle zmaterializował się za jej plecami. – Powinnaś być zawsze czujna panienko.
– Przepraszam, nie wiedziałam, że już zaczęliśmy.
– Jest pięć minut po ustalonej godzinie.
– Myślałam, że panicza coś zatrzymało.
Uchiha uśmiechnął się do niej, w ręku trzymając katanę. Miecz Kusanagi nie był jakimś podrzędnym narzędziem bojowym. Miał czarną pochwę i dopasowaną rękojeść, zdecydowanie większych rozmiarów niż normalne chokutō. Nawet Hinata zauważyła, że katana ta była bardzo wytrzymała.
– Wyciągnij swój miecz.
Hinata stała więc, w ręku trzymając klingę miecza. Starała się nie upuścić, chociaż było to nie lada wyzwaniem – był solidny i ciężki. A ubrana w kolczugę, która w słońcu błyszczała jak srebro, powodowała, że o wiele trudniej było unieść ręce do góry.
– Palce powinny być zręczne i silne. Staraj się ją dobrze chwycić i spróbować zadać cios.
Uczyniła Hyuga wszystko, zgodnie z zaleceniami strażnika. Z początku wielki jej to sprawiło trud, lecz po kilkunastu powtórzeniach, mięśnie same zaczęły działać. Dołożył Sasuke i swoje ruchy, aby pokazać Hinacie jak się bronić. Wiedział, że nie powinna sama zadawać pierwszego ciosu.
– Jeszcze raz! – zawołał.
Powtarzała ciągle te same ruchy, zapamiętując wszystko. Brała głębokie wdechy, wkładając całą swą siłę w trzymanie miecza i odpychanie ataków strażnika.
– Pamiętaj o pracy nóg!
Zdawała sobie sprawę, że podjęła się ciężkiego wyzwania. Uchiha z całą pewnością był surowy, ale gdy po kilku godzinach, zasiedli na odpoczynek, wiedziała, że postąpiła słusznie.
– Coraz lepiej sobie radzisz panienko.
– Mam dobrego nauczyciela.
Sasuke posłał jej pierwszy raz uśmiech, a następnie od razu odwrócił wzrok. Hinata dostrzegła w oddali, przechadzającą się Sakurę, rozmawiającą z wysokim, szczupłym elfem, w jednej z pobliskich szklarni. Zapewne chciała wymienić cenne informacje na temat elfickich ziół i maści, a także poszerzyć wiedzę medyczną. W końcu elfowie byli narodem, który owocował w jednych z najlepszych medyków.
Widziała, jak wzrok strażnika śledzi Haruno. Niczym cień, podąża za nią bez ustanku, czyhając z pomocą, gdyby tylko je potrzebowała. I w tamtej chwili zazdrościła Hinata przyjaciółce tego spojrzenia.
Uśmiechnęła się pod nosem, wstając z miejsca. Nie było sensu rozmyślać dłużej o tej relacji, bo wiedziała, że Sasuke ma narzeczoną, a to uczucie może być skazane na niepowodzenie.
– Sasuke–san czas na dalszy trening?
– Tak, jasne. Postaraj się jeszcze raz wszystko powtórzyć, ja będę atakował, a ty Hinato odbieraj ciosy. 


Następnego dnia, wkradające się promienie obudziły Itachiego. Po wczorajszej śnieżycy nie było śladu, tak samo jak po staruchu, leżącym w futonie. Uchiha szybko powstał i skierował się w dalszą podróż.
Obserwował pnie zaśnieżonych drzew, niektóre podrapane i połamane, inne w nienaruszonym stanie. Drogi były wytarte, dawno nikt tędy się nie przemieszczał. Starając się wyciszyć, nasłuchiwał odgłosy wydobywające się z góry. Z całą pewnością dobrze trafił. Teraz tylko dzięki sharinganowi odnaleźć odpowiednie wejście. Aktywował moc swoich oczu, starając się odnaleźć odpowiednie wejście. Gdy już je znalazł, skierował się na skalaną półkę, kilka metrów nad nim. Pokonał te odległości w kilku skokach, niczym drapieżnik dopadający swą ofiarę. Chociaż sam dręczony był niepokojem, bo nie wiedział, czego się spodziewać, skierował się do wejścia.
Smoki to nie potulne stworzenia. Więc musiał Itachi sam przed sobą przyznać, że może nie wrócić. Ostatnim spojrzeniem obdarzył tą krainę – zaśnieżony las i samotne góry w oddali. Wziął głęboki wdech i popchnął skałę, wstępując na ścieżkę w głąb smoczej krainy. 









K: Powoli powracam z Walecznymi. Postaram się publikować kolejne rozdziały, przynajmniej raz w miesiącu. Także na kolejny rozdział zapraszam w lutym.



2 komentarze:

  1. Ja wróciłam wreszcie do żywych po chorobie, więc wracam do pisania i wracam do czytania. Tęskniłam :).
    Bardzo ładne opisy krajobrazów, czułam się jakbym tak tam była O.O. Jak czytałam że zaczął prószyć śnieg, to u mnie akurat zaczął padać :). Taki zbieg okoliczności. Super było poczytać o Itachim, jest obecnie mało blogów, gdzie można o nim poczytać.
    Czyżby Sakura była na tyle zazdrosna, że obserwowała cały trening Sasuke i Hinaty?
    Pozdrawiam, Sharona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie myślałam, że jest dużo opowiadań o Itaśku. odegra on dość ważną rolę w tym opowiadaniu :)

      Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia! :)

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥