piątek, 25 grudnia 2020

Rozdział #16


 Leśna Kraina



Zazwyczaj spokojna, pokorna i nieśmiała Hinata, nie wiedziała jak przeżyje spotkanie z Leśnym przywódcą elfów – bo, chociaż był jej dziadkiem, nigdy nie poznała go osobiście.
Przed wejściem do marmurowego zamku, stojącego na pagórku, otoczonego wodospadem z każdej ze stron, zadawała sobie pytanie – czy podoła oczekiwaniom Aliosa?
Naruto, jakby wyczuwając jej zaniepokojenie, ścisnął mocniej kobiecą dłoń, obdarowywując Hinatę uśmiechem. Oczami niemo przesyłał jej wiadomość, że wszystko będzie dobrze.
Gdy dotarli do głównej sali, za których drzwiami, zasiadał na tronie elfów Alios, Toneri nakazał im zaczekać. Po obu stronach drzwi, znajdowało się dwóch strażników. Ubrani byli w złotą zbroję, każdy w ręku trzymał włócznię. Obejrzeli się ów strażnicy na Hinatę, zaciekawieni jej wyglądem, lecz jak przystało na żołnierzy, zrobili to dyskretnie.
Toneri podszedł do jednego i naszeptując, wymienił z nim kilka uwag. Strażnik pokiwał twierdząco głową, spojrzał raz jeszcze na swojego towarzysza, na Hinatę, jej towarzyszy i ręką popchnął złote drzwi.
Ich oczom ukazała się sala – wielkie, przepełnione blaskiem pomieszczenie, a na jego końcu stał marmurowy, jasny tron. Zauważyła Hinata mężczyznę, lecz zdziwiła się, bo chociaż słyszała pogłoski, jakoby Alios liczył ponad czterysta lat, wyglądał na niewiele starszego od niej. Jego twarz była blada, lecz urokliwa. Zdobiła go jedyna bruzda, blizna w kształcie dwóch mieczy, na lewym poliku niedaleko oczu. Zapewne pamiątka po dawnym boju. Lśniące jasno-białe włosy, sięgały do pasa. Alios ubrany był, jak na przywódcę elfów przystało, w granatową szatę, a na ramionach nałożony miał srebrzysto niebieski płaszcz. Głowę jego dekorował diadem, ze złotych liści laurowych, niczym greckiego herosa.
– Jestem już stary, lecz moje oczy z utęsknieniem czekały na widok pierworodnej mojej kochanej córki Almariel. – Wypowiedział wstając z miejsca, obdarzając Hinatę pełnym fascynacji spojrzeniem. – Hinato!
Podeszli bliżej, prowadzeni przez Toneriego, aż przed samo oblicze władcy. Hyuga zmieszana, nie wiedziała, jak się zachować, więc według dworskiej etykiety skłoniła się nisko. Alios jednak, nie przejmując się nakazanymi standardami, szybko uskoczył ze schodków i zamknął Hinatę w mocnym, szczerym uścisku.
– Panie, przybywamy na polecenie Czigodnego…
– Hinato, moja kochana. – Przerwał jej Alios, a głos mu się łamał ze wzruszenia. – Proszę, nie musisz nic mówić. Moje oczy już dawno ujrzały ten dzień, a serce oczekiwało twego przybycia.
Wypuścił ją z objęć, pochwycił dłoń i oczami przepełnionymi radością, spojrzał na jej twarz. Kąciki jego ust uniosły się do góry, a błękitne tęczówki świeciły blaskiem. Hinata nie wiedząc, co począć, postanowiła poddać się. Onieśmielona kontaktem z dziadkiem, którego tak naprawdę nie znała, nie potrafiła wypowiedzieć żadnego słowa.
– Rozumiem, że jesteś zmieszana. – Alios uwolnił jej dłonie, znowu wchodząc na marmurowe przedtronowe schodki. –– Przebyliście długą drogę, proszę odpocznijcie. Toneri! – Zwrócił się do stojącego pod oknem mężczyzny. – Proszę oprowadź naszych gości do ich komnat. Niech wypoczną po długiej drodze.
– Tak jest wasza łaskawość.
– Hinato! – Zawołał Alios na odchodne. – Jesteś tak samo piękna jak matka.
Hinata uradowała się spotkaniem z krewnym, a słysząc komplement, jeszcze bardziej zarumieniła. Podążyła za Tonerim, który wskazał im odpowiednie komnaty. Wszystkie znajdowały się na tym samym piętrze, więc nie było problemu z komunikacją.
– Dziękuję. – Wyszeptała zamykając drzwi przed bladym mężczyzną.
– Gdyby panienka czegoś potrzebowała, będę w pobliżu.
Wyszedł Toneri z komnaty i skierował się w stronę schodów. Hinata opadła na łoże, zmęczona trudem podróży. Starała się zamknąć oczy i odprężyć, lecz wspomnienie zbliżenia z Naruto, skutecznie jej to uniemożliwiało. Zarumieniła się, sama tak naprawdę nie wiedząc dlaczego.
– Gdyby Sakura–chan mnie teraz zobaczyła – pomyślała o cennej uwadze z gorących źródeł. – Jak można słuchać głosu serca, skoro tak ważną misję ma się wypełnić?
Potrząsnęła głową i machnęła ręką. Pościel pachniała kwiatami, czuła, że była świeżo wykrochmalona. Miękki materiał pieścił jej skórę, kiedy opadła na poduszki. A gdy zamknęła oczy, odpłynęła. 


Barczysty czarnoksiężnik, stał w tym momencie na brukowej kostce swojego pałacu. Z wieży obserwował niewielki punkt, który w oddali tlił się i czekał. Zdawałoby się, że jego głowę zaprzątają złowrogie myśli, a szarłat jego tęczówek był w tamtej chwili wyjątkowo mroczny, lecz przepełniony spokojem. Z oddali słychać było skomlenia i jęki, dochodzące z podziemnych lochów. Napawał się tym dźwiękiem. Stojąc na szczycie powoli oddychał, a na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmiech. Zamknął powieki.
– Czcigodny – do jego uszu dobiegł charakterystyczny głos, należący do najwierniejszego sługi.
– Czego chcesz Orochimaru?
– Ropuszy staruch nic nie chce powiedzieć. Próbowaliśmy wszystkiego.
– Najwyraźniej nie tak, jak was nauczyłem.
– Starałem się mistrzu. Zrobiłem wszystko, co rozkazałeś.
– Najwyżej za słabo Orchoimaru. – Otworzył oczy, których szarłat przerażał Orochimaru od zawsze. Napawał grozą, powodował ciarki na ciele. – Przez ciebie muszę sam brudzić sobie ręce.
Raz tylko Madara spojrzał na sługę. Natychmiast paraliż całego ciała przeszedł Orochimaru.  Zgiął się w pół, niczym drewniana lalka, a następnie zaczął krzyczeć coś o litości. Madara nigdy jej nie posiadał, a już na pewno nie w tamtej chwili. Doskonale zdawał sobie sprawę, że podstępny gad na to nie zasłużył. Zawsze mu powtarzał, że drobna chwila nieuwagi, może poskutkować karą.
Uchiha Madara znany był ze swej brutalności. Nie znał słowa litość, a tym bardziej nie okazywał go w stosunku do innych. Napawał się strachem przeciwnika, jego bólem i cierpieniem. Można by rzecz, że wiele w życiu przeszedł, aczkolwiek i wiele trudu zadał innym, by nigdy o nim nie zapomnieli. Dobrze wiedział, co to strach i uwielbiał widzieć go w oczach swoich torturowanych niewolników.
Pomieszczenie było zaciemnione, a przez niewielką okienną szparę, blask księżyca zdawał się przenikać w głąb lochu. W powietrzu unosił się zapach wilgoci, pochodzącej okalającą mury fosą i stęchlizny, ponieważ nie było z niego żadnej ucieczki. Jedynym wyjściem były masywne, zawsze dobrze strzeżone drzwi, z mosiężnymi barykadami i zasuwkami.
Kraty celi otworzyły się i do klatki wszedł Uchiha. W zaciemnionym kącie leżał mężczyzna, jeszcze oddychał, chociaż dosyć ciężko.
– Po co się tak opierasz Jiraya? – Zaczął spokojnie, a w jego głosie mężczyzna doszukał się nutki rozbawienia.
– Nie zdradzę Konohy, a twoje genjutsu i tak mnie do tego nie zmusi. – Odrzekł reszką sił.
– O tym się jeszcze przekonamy.
Madara rozkazał przywiązać mężczyznę do drewnianego, solidnego krzyża w kształcie litery „X”. Twarz Jirayi była posiniaczona, pokrwawiona, lecz nie złamał się jego duch. W końcu był ona nazwany ropuszym mędrcem, a żaden człowiek wcześniej tego nie dokonał.
Madara stanął przed Jirayą, aby pokazać mu moc swoich oczu. Długo trwało, zanim wszedł w głąb jego myśli. Ciało mędrca zostało sparaliżowane. Pomimo jego wewnętrznej siły, Uchiha bez problemu zadawał ciosy, spawając potężny ból. Komnatę wypełniły donośne wrzaski należące do Jirayi. Jednak pomimo tych tortur, mędrzec nie zdradził Konohy.
– Zaczynam tracić cierpliwość.
– Będziesz musiał mnie zabić.
– Zrobię to. – Odrzekł ze spokojem Madara, zaciskając dłoń na gardle czarodzieja. – Jednak nie dam ci tej satysfakcji i nie wykończę cię teraz. Orochimaru! – Sługa wszedł do lochu. – Zabierz go. Dzisiaj już się nie przyda. 




Obudziły ją wrzaski, wydobywające się z głowy. Otworzyła oczy, spoglądając na pomieszczenie. Obraz powoli stawał się wyraźny, rozmazane kształty, zaczynały ukazywać przedmioty. Komnata wypełniona była delikatnym światłem, dobiegającym przez podłużne okna. Zdawał się być ranek, z ułożenia słońca Hinata wnioskowała, że nie jest później niż szósta godzina.
Powolnymi i ociężałymi ruchami podniosła się i opuściła łoże. Szum wodospadu zaczynał koić jej zlęknioną głowę, dając wewnętrzny spokój. Zamknęła na chwilę powieki. Starała się wyrzucić z głowy krzyki i obrazy starego mędrca.
– Panienko! – Dobiegł ją przyjemny głos, w którym odkryła Nejiego. – Powinnaś o tej godzinie jeszcze spać.
– Wybacz Neji nii–san. Nie mogę uwierzyć, że znajdujemy się w tak piękny miejscu.
– To prawda. Dotarliśmy do Leśnego Królestwa. Jednak obawiam się, że nie wiele czasu nam zostało. Jakiś mrok kłębi się na północy.
Neji utkwił wzrok w gęstwinę drzew, za którymi rozciągały się widoki góry Yodo. Wierzchołki były ośnieżone, a nad nimi rozciągała się mgła. Hinata też spojrzała na widok za oknem. Niedaleko dziedzińca dostrzegła Sasuke, który trenując w skupieniu, starał się zadawać ciosy ostrzem katany. Zdecydowanie jego umiejętności w fechtunku nie miały sobie równych, Hyuga podziwiała ten trening.
– Muszę stać się silniejsza.
Przypomniała sobie słowa Madary tamtejszej nocy. Nim Neji się spostrzegł, kroczyła po dziedzińcu w kierunku Uchihy. Wiedziała, że powinna znać lepiej podstawy fechtunku. Jednak w połowie zrezygnowała. Przecież jeszcze wcześnie rano. Nie może robić, co jej się podoba.
– Hinata! – Sakura chwyciła ją za rękę, kiedy w połowie drogi zetknęły się przy marmurowej kolumnie. W swoich objęciach trzymała zeszyt z notatkami i kilka ziół.
– Sakura–chan, dzień dobry. 
– Myślałam, że chociaż raz odpoczniesz. – Haruno spojrzała na nią wzrokiem pełnym zmartwienia. – Czy znowu śniły ci się koszmary?
– Nie – skłamała. – Organizm sam dał mi znać, że już czas wstać. 
Medyczna kunoichi patrzyła nadal podejrzliwym wzrokiem na Hinatę, lecz postanowiła dać jej spokój. W końcu zawsze wychodziła z założenia, że jeżeli coś się będzie dziać, to przyjaciółka jej powie. Delikatnie puściła dłoń i odeszła w kierunku własnej komnaty.
– Myślę, że powinnaś jej posłuchać panienko.
– Nic mi nie jest Neji. 
Tym razem i kuzyn ją opuścił, więc została sama na dziedzińcu. Rozejrzała się wokoło, podziwiała piękno marmurowych ścian, zielonych, delikatnie przechylonych koron drzew, oraz widoki wodospadu, spływającego z góry w dół. Nie zauważyła Uzumakiego, który zakradając się, obdarował ją pięknym, fiołkiem.
– Dzień dobry panienko.
– Naruto–kun!
Ich spojrzenia się złączyły, a Uzumaki jak to miał w zwyczaju powitał ją szczerym, pogodnym uśmiechem. Hinata wzięła od niego kwiat, który w tych okolicznościach wydawał jej się nazbyt piękny. Zmieszana i zawstydzona, poczuła na poliku znajome ciepło. A gdy męska dłoń pogładziła to miejsce, wstrzymała oddech.
– Patrząc na ten kwiat, od razu pomyślałem o tobie.
– W powszechnej tradycji fiołek symbolizuje skromność, niewinność, cnotę oraz pokorę. – W powietrzu uniósł się melodyjny głos Aliosa, a Hinata niechętnie odskoczyła od Naruto. – Jednak może oznaczać też wierność, miłość, czy namiętność.
Elficki król podszedł bliżej, stając obok Hinaty.
– Wasza wysokość…
– Hinato moja droga, proszę zrezygnuj z takich oficjalnych tytułów. – Dłonią oparł się o marmurową balustradę. – Jestem twoim dziadkiem, nie musisz nazywać mnie królem.
– Państwo wybaczą, ale powinienem chyba pójść troszkę potrenować. – Naruto ukłonił się przed elfickim władcą, ucałował dłoń Hinaty i skierował się w stronę schodów. 



Uzumaki zszedł po schodach w dół ogrodu. Kierował się w stronę Sasuke, zapewne chcąc potrenować szermierkę. Jednak nim doszedł do placu treningowego skręcił w boczną alejkę i skierował się w głąb lasu. Zaczął oddalać się od pałacu, szukając ustronnego miejsca, z dala od wszystkich. Postanowił troszkę pomedytować, aby nabrać energii życiowej z otoczenia.
Kiedy mistrz Jirayia pokazywał mu podstawy Sennin Mōdo, musiał przyznać, że nie potrafił opanować tej sztuki. Kluczem było wyciszenie się i skupienie na otaczającej przyrodzie. Uśmiechnął się pod nosem, wspominając trening z legendarnym Sanninem. W końcu ten ropuszy mędrzec nauczał najpierw jego ojca, a teraz raczył treningiem i Naruto. Więc Uzumaki nie mógł być gorszy od Minato.
Na niewielkiej zielonej łące odnalazł idealne miejsce. Leżący nieopodal powalony konar, ukazał mu prawdę, że dawno nikt się tutaj nie zapuszczał. Zasiadł więc na trawie, zakładając nogę na nogę.
– Skupienie – szeptał w myślach. – Miarowy oddech. Łap miarowy oddech. Wdech i wydech.
Odprężenie i skupienie. To była podpowiedź od Jirayi i zdawałoby się, że rzeczywiście Naruto o wiele łatwiej wchodził wtedy w tryb mędrca. Zaczął odczuwać otoczenie, rechot żab w pobliskim jeziorku, szum liści drzew, kołyszących się melodycznie, dzięki lekkiemu wiatru ze wschodu, śpiew ptaka, gdzieś z oddali. Teraz był w stanie określić, jak daleko się znajduje. Jakieś trzydzieści pięć stóp od miejsca jego pobytu, pojawiła się sarna. Lecz nie była sama, młody jelonek stał obok. Jakie to było fascynujące!
– Wiem, że tam jesteś. Nie musisz się ukrywać.
Zza konara drzew wyszedł Kakashi, z książką w ręku, jak to miał w zwyczaju. Naruto zaśmiał się, widząc Hatake znów z książką autorstwa Sannina.
– Wyczułeś mnie, chociaż wyciszyłem własną czakrę.
– Jednak i tak nie mogę powiedzieć, abym był zbyt dobrym mędrcem. Na razie raczkuję.
– Na chwile obecną to i tak spora umiejętność. W dodatku przydatna na froncie. 
Uzumaki spojrzał na towarzysza, w dalszym ciągu analizując jego słowa. Nigdy nie myślał o trybie mędrca, jako sposobie na walkę, lecz teraz, jedno wspomnienie nawiedziło jego głowę. Przypomniał sobie górę Myōboku, znajdującą się w ropuszej krainie. To tam, według nauk Jirayi narodziło się senjutsu. Pamiętał, jak razem z saninem zgłębiali nauki. 




Hinata kroczyła za Aliosem, starając się dotrzymać mu kroku. Im dłużej przebywała w Leśnej Krainie tym bardziej się dziwiła matce, dlaczego stąd wyjechała. Malownicze zielone zbocza, za dnia wyglądały jeszcze piękniej. Dostrzegła w oddali Sasuke trenującego fechtunek na placu nad jeziorem. Ruchy jego były płynne, a zarazem silne. Podziwiała młodzieńca i jego kunszt walki.
– Jest zupełnie taki jak brat. – Wtrącił Alios, nie przerywając marszu. – A zarazem tak różny od ojca. Doprawdy zadziwiają mnie twoi znajomi.
Hyuga nie odpowiedziała, lecz podążała dalej korytarzem. Mijali strażników, którzy zginali się w pokłonie, niektórzy raczyli ją ciekawskimi, inni starając się zachować profesjonalnie, oszczędzili jej spojrzeń. Na końcu korytarza spotkali się z Tonerim.
– Panie!
– Przepraszam Hinato, obowiązki wzywają. Gdybyś czegoś potrzebowała, Toneri z przyjemnością pomoże, prawda?
– Oczywiście.
Odeszła więc Hinata, pozostawiając Aliosa samego z Otsukim. Następnie skierowała się w stronę jadalni czując głód i pragnienie. Mijała marmurowe kolumny, elficką straż i nawet znalazła Nejiego stołującego się przy ścianie.
– Smaczną strawę mają tu w Leśnym Królestwie. – Wypowiedział, gdy obok niego usiadła.
– Chętnie spróbuje.
– Widzę, że coś zatruwa twoją głowę panienko.
– Naprawdę uważasz, że szykuje się wojna?
– Niewątpliwie. – Neji dokończył swój posiłek i wypił zawartość czarki. – Mamy niewiele czasu. Została zwołana dzisiaj elficka rada, razem z królem Aliosem mają zadecydować, czy elfy wezmą w niej udział.
Hinata rozejrzała się po jadalni. W oddali zauważyła idącego Sasuke, którego katana błyszczała u boku. A gdyby teraz zapytać go o trening? Przecież powinna mieć zdolności po ojcu, który z fechtunkiem radził sobie znakomicie.
– Sasuke– san! – Wyrwało jej się z ust, nim zorientowała się, o co chce prosić strażnika.
– Panienko?
Dosiadł się do stołu Uchiha i spojrzał na kobietę. Troszkę onieśmielona, starła się odwrócić zakłopotany wzrok.
– Chciałam się tylko zapytać… – Urwała, jakby bojąc się jego reakcji. – Czy mógłbyś pomóc mi opanować podstawy fechtunku? – Wyrzuciła z siebie ostatnie zdanie najszybciej, jak umiała, aż sam Uchiha zakrztusił się herbatą. – Proszę.
– Kobiety nie powinny bawić się ostrymi narzędziami.
– To dla mnie ważne.
Sasuke obserwując jej zdeterminowaną twarz, zastanawiał się, czy rzeczywiście powinien przystać na tą prośbę. W końcu Hinata jest dziedziczką Hyuga, więc nie powinna brać udziału w walce. Fakt bycia kobietą, także nie ułatwiał mu wyboru. Kobiety są kruche i mogą nie znieść trudu treningu, ciężaru klingi, czy szybkości zadawanych ciosów.
Neji obserwował z końca sali całe zajście, mrużąc oczy i wytężając słuch. Zaczerwienił się w momencie, gdy Hinata spojrzała w jego oczy. Nigdy nie widział tak zdeterminowanej kuzynki. Lecz czy aby nie powinien jej zaufać?
– Dobrze. – Rzekł Sasuke kończąc swój posiłek. – Pod jednym warunkiem!
– Jakim?
– Skończysz ukrywać swoje tajemnice. Jeżeli źle się poczujesz to od razu mi o tym powiesz? Jeżeli znowu zaboli cię głowa tym bardziej.
– Dobrze.
– Zaczniemy o jedenastej na placu koło dziedzińca, gdzie widziałaś mnie dzisiaj. Ale ostrzegam, jestem bardzo surowy.
Hinata pokiwała głową na znak akceptacji i skierowała się do wyjścia. Zadowolona z obrotu sprawy, wiedziała, że powinna udać się do komnaty, by przebrać się w odpowiednie odzienie. Była wdzięczna Sasuke, bo to powinien być przełom w poprawieniu jej umiejętności. Nie mogła już dużej polegać na innych. Zdecydowała, że od teraz sama będzie bronić innych.   






K:  Z okazji tych dziwnych świąt postanowiłam dodać kolejny rozdział. Poprawiany zapewne kilkadziesiąt razy i pewnie znów mi coś umknęło, lecz chciałam podarować Wam jakiś prezent. Wesołych świąt i oby 2021 rok był zdecydowanie lepszy!



4 komentarze:

  1. Dokładnie wesołych świąt, szczęśliwego nowego roku i ***** ***.
    Fajnie, że Hinata zaczyna się uczuć. Obawiam się, że Neji może to popsuć. Ale gdy wszystko idzie gładko to jest nudno, a nie może być nudno :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powinnam napisać tradycyjne, polskie nawzajem i ***** *** :D

      Usuń
    2. A dziękuję.
      I zapomniałam skomentować nowego szablonu! Bardzo świąteczny, a nagłówek jest przeuroczy :).

      Usuń
    3. Dziękuję :-)
      Do końca roku taki chyba pozostanie, później będę coś zmieniać :D

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥