piątek, 30 października 2020

Rozdział #14

 

Wyprawa w nieznane.


Wielkie było zdziwienie i smutek Kakashigo, gdy dowiedział się od Saia informacji o kapitulacji przy moście przed Krajem Fal. Doświadczonym życiem shinobi, wiedział, że świadomie decyduje się oddać życie w imię dobra Kraju Ognia. Takie samo poczucie miał jego ojciec. Jednak mimo, iż człowiek jest świadomy, nigdy nie jest gotowy na śmierć.
Kakashi nie potrafił wypowiedzieć słowa, kiedy do jego uszu dobiegła informacja o śmierci generała Hatake. Wydawać się mogło, że gdyby nie potężny filar, osunął by się na ziemię i zaczął płakać jak młokos. Jednak trzymał się resztkami sił, powstrzymując napływające do oczu łzy. 
– Kakashi doskonale cię rozumiem. – Nagle dobiegł go poważny ton Trzeciego, który podszedł i poklepał go po ramieniu. – Smutek, czy łzy w tym przypadku nie są czymś, czego powinieneś się wstydzić.
– Nic mi nie będzie.
Niedbale ręką przetarł zaszklone oczy, poprawiając maskę na twarzy. Naciągnął płaszcz szczelniej, jakby chcąc zyskać trochę prywatności, jednak wciąż stał w komnacie razem z hokage, Saiem oraz  Homurą Mitokado. Ostatni siedział na drewnianej ławie, a intensywność jego spojrzenia, wydobywającego się zza niewielkich okularów, wtopiony był w Kakashiego.
– Myślę, że powinieneś odpocząć i na spokojnie przyswoić sobie tą informację. Jednak wiem, że ojciec zawsze był z ciebie dumny, Pamiętaj.
Hatake pokłonił się nisko przed czcigodnym i wyszedł z komnaty. Gdy zamknął drewniane drzwi swojej komnaty, wszystkie gromadzące się emocje puściły, a mężczyzna osunął się na ziemię i zaczął płakać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dumą jest dla shinobi zginąć w obranie Kraju Ognia, lecz wspomnienie ostatniego spotkania z ojcem sprawiało, że w tym momencie to nie był Hatake Kakashi – dowódca północnej bramy, prawy i mężny wojownik, lecz Kakashi młodzieniec, syn zmarłego generała, przeżywający żałobę i cierpienie nią spowodowane.
Wdzierające się światło, wypełniało komnatę, raziło w oczy, przeszkadzało. Osunął się Hatake i oparł o chłodną ścianę. Na palcu wciąż znajdował się rodowy pierścień i Kakashi szybko obracał go na palcu. Zaszlochał. Pierścień był prezentem na dwunaste urodziny, to teraz jedyna pamiątka jaka w tamtej chwili pozostała mu po tacie. Wspominał ostatnie spotkanie z ojcem, ostatni widok jego białych, gęstych, sterczących na wszystkie strony włosów. Uśmiechu, że wszystko będzie dobrze i intensywności spojrzenia. 
Tamtego dnia mury obronne były puste. Większość strażników gromadziło się przy głównej bramie, chcąc pożegnać oddział generała Hatake. Kakashi z odległości obserwował, jak ojciec podąża brukowaną drogą do głównej bramy. Mosiężne kraty zostały uniesione, ktoś z zachodniej wieży zadął w róg melodię pożegnalną, zwiastującą wyprawę na bitwę. Część służby sypała pod nogi kwiaty, żegnając wojowników. Mimo strachu, każdy miał nadzieję, że powrócą cali, zdrowi i szczęśliwi.
Przed wjazdem na drewnianą kładkę, Sakumo spojrzał w górę i skinieniem głowy pożegnał syna. Kakashi wiedział, że ojciec jest skupiony na zadaniu, nie chciał go rozpraszać. Od zawsze widział w nim swojego bohatera, chcąc stać się takim shinobi jak on.
Nie wiedział ile czasu spędził na chłodnej, brukowej posadce. Zapewne w dalszym ciągu by na niej siedział, gdyby nie Kotetsu pukający do drzwi.
– Kapitanie, czcigodny Hiruzen wzywa na zebranie. 
– Zaraz przyjdę.
Powstał więc Kakashi z ziemi i otarł szatę z pyłu. Poprawił potargane włosy i czarną, bawełnianą maskę. Przetarł niedbale ręką nos, z którego jeszcze kapały ostatnie łzy i uderzył się w twarz, dając bodziec do oprzytomnienia. Podszedł do sekretarzyka, ze stojącego obok krzesła wziął miecz i przepasał go przez ramię, odłożył pierścień rodowy, z ironicznym uśmiechem spojrzał na niego raz jeszcze.
Zamknął drzwi komnaty na klucz, schował go pod pazuchę szaty i wyruszył w stronę sali obrad. Mijał po drodze różnych służących, wojowników i niższych rangą shinobi. Nie odzywał się, nie dziękował, nie odpowiadał, kiedy każdy z nich komentował jego stratę. Wszyscy wyrażali swój żal i składali kondolencje, lecz Kakashi nie potrafił w tym momencie wyrzucić z siebie żadnego słowa.
Przekroczył próg sali i ujrzał, że nie przebywa sam na sam z Hiruzenem. Obok hokage miejsca zajmowali, ku wielkiemu zdziwieniu dowódcy, kobieta z rodu Hyuga, wraz z kuzynem, medyczna kunoichi, Naruto Uzumaki oraz Uchiha Sasuke stojący najdalej przy jarzącym się kominku.
– Czcigodny wzywał? – Ukłonił się przed starym hokage. 
– Kakashi wiem, jak wielki jest twój smutek, lecz niestety nie mogę pozwolić ci rozpaczać zbyt długo. – Hiruzen zaciągnął się swoją fajką, która d dawien dawna była jego atrybutem. – Uchiha Madara nie będzie czekał, a żaby go pokonać, musimy się zjednoczyć.
– Tak jest. 
– Przedstawiam ci Hinatę, dziedziczkę rodu Hyuga. – Wskazał na granatowowłosą kobietę, na którą Kakashi nie potrafił w tamtej chwili spojrzeć. – Razem z tutaj zebranymi wyruszycie do krainy elfów, by w Edolas spotkać się z Aliosem – przywódcą naszych wojennych współbraci.
– Tak jest. 
– Wyruszycie z rana, ta sprawa nie może dłużej czekać. Proszę, abyś swoim opanowaniem i  doświadczeniem wspierał w podroży, dając poczucie bezpieczeństwa.
– Tak jest.
Hiruzen spojrzał raz jeszcze na stojącego przed nim Kakashiego. Jego wzrok był przepełniony swego rodzaju bólem, on też przeżywał śmierć wspaniałego Sakumo. Wiedział jednak, że nie życzył on sobie smutku, żałoby ani rozpaczy na twarzy ukochanego syna. Dlatego od razu zakończył audiencje i skierował wszystkich do własnych komnat. Bo doskonale wiedział, że dotarcie do Leśnego Królestwa może okazać się kluczowe. 



Wyszła Hinata z sali i przystanęła, widząc Kakashiego opartego o łuk. Spoglądał on na góry, które w promieniu dzisiejszego słońca, wyglądały malowniczo. Widziała ból w jego oczach, który starał się ukryć, pod materiałem opaski shinobi. Wzięła głęboki wdech. Wieść o śmierci Kumo napełniła ją żalem i doskonale wiedziała, jak czuje się kapitan bramy północnej. 
Zawahała się, czy powinna do niego podejść, lecz gdy on odwrócił się plecami i odszedł dał jej odpowiedź. Nie obruszyła się, ani nie pogniewała – wiedziała, że każdy przeżywa ból na swój sposób. 
– Panienko? – Podszedł do niej Naruto, jakby czytając jej w myślach. – Niech kapitan ochłonie, to dla niego straszliwy cios. 
– Zdaję sobie z tego sprawę. 
– Panienka także powinna odpocząć, słyszałem o twoim kuzynie.
– Niestety, każdy shinobi jest narażony na śmierć.
Hinata ukrywała napływające do lawendowych oczu łzy. Opuszkiem palca Naruto otarł jedną, spływającą po jej policzku. Jego skóra była delikatna, z czułością gładził kobiecy polik, a Hinata chociaż wiedziała, że nie powinna płakać, nie potrafiła się powstrzymać.
Odprowadził ją do komnaty, wspierając słowem i gestem. Chciał dać wsparcie w ciężkim momencie, bo chociaż każde z nich zdawało sobie sprawę, że śmierć nieodłącznie towarzyszy wojownikom na każdym kroku, nikt nie jest na nią gotowy.
– Dziękuję. 
Hinata przystanęła przed drzwiami, kierując usta w stronę jego twarzy. Lawendowe oczy, zaszklone w dalszym ciągu wyrażały ból, lecz pragnęła jednego – ciepła męskich ust. Naruto pochylił się nad nią, momentalnie dając to, o co niemo prosiła. Pocałowali się. Z pewną desperacją, ale nie nachalnością. Hyuga oplotła jego szyję, tuląc się do twardej, męskiej klatki piersiowej, a Uzumaki wplątał pace w jej pachnące jaśminem, granatowe włosy. Zamknęła oczy, delektując się intymnością tej chwili, dyskretnie otwierając drzwi komnaty. Nie odrywali się od siebie, lecz przekroczyli próg i skierowali się w stronę łóżka. Dziewczyna potrzebowała jego dotyku – subtelnego, jednocześnie męskiego, dającego poczucie bezpieczeństwa. On natomiast potrzebował jej delikatności i pragnienia bliskości. Obydwoje zdawali sobie sprawę, że życie toczy się dalej, lecz nigdy nie wiadomo, co jutro się przytrafi.
Opadli na łoże, Hinata znajdowała się pod naporem męskiego ciała. Naruto błądził dłońmi, od  ciemnych pukli, poprzez wygiętą szyję, plecy, aż do damskich lędźwi. Rozkoszował się jej delikaną, porcelanową skórą, teraz ciepłą i rumianą. Ona natomiast opuszkami palca rozczesywała blond niesforne włosy, gładziła lekko szorstki polik, badała mięśnie pleców i barki.
– Naruto–kun proszę. – Wyszeptała w jego wargi, gotowa oddać się pożądaniu. – Proszę.
Pocałowała go jeszcze raz, jakby błagalnie chcąc przy sobie zatrzymać. Obawiała się, że to wszystko minie, że zaraz się zbudzi, a Uzumakiego nie będzie przy niej. Jego tęczówki, teraz bardziej intensywne, zauroczyły swą błyskotliwością. Powietrze w komnacie stawało się coraz bardziej ciężkie. Kiedy Uzumaki zaczął schodzić pocałunkami wzdłuż jej szyi, aby odchylić cześć damskiej szaty, dobiegł ich odgłos pukania do drzwi.
– Hinata, chyba nie zapomniałaś o naszym treningu?
Głos Nejiego, jak kubeł zimnej wody, orzeźwił ich i powstrzymał. Oderwali się od siebie, w dalszym ciągu nie mogąc złapać oddechu. Naruto wstał z łoża, poprawiając rękawy koszuli. 
– Zaraz przyjdę bracie! – Wykrzyczała, starając się brzmieć naturalnie. 
– Będę czekał przed wyjściem z pałacu. 
Usłyszeli jak Neji skierował się wzdłuż korytarza, a następnie dzięki skrzypieniu schodów, zanotowali, że nieświadomy zszedł na dół. Hinata poprawiła szatę, by następnie wstać do siadu. Zarumieniona i zawstydzona, starała się złapać miarowy oddech. 
– Przepraszam, nie powinienem.
Naturo przerwał niezręczną ciszę. Poprawił raz jeszcze koszulę, włosy doprowadził do ładu, a także schował wystającą z kieszeni opaskę shinobi. Hinata spojrzała spod wachlarza długich rzęs na jego twarz, która wciąż była czerwona, jednak bardzo urodziwa. 
– Nie Naruto, to moja wina. Lez chciałabym byś wiedział, że będę na ciebie czekała. 
Uśmiechnął się Uzumaki, zapinając guzik koszuli. Spojrzał raz jeszcze na Hinate i podał jej dłoń, aby wspomóc w stanięciu na nogi. Hyuga podziękowała mu, dając buziaka w policzek, a następnie skierowała się w stronę toaletki. Musiała doprowadzić się do porządku, aby ich mały sekret nie wyszedł na jaw. Naruto pożegnał się, dobywając klamki drzwi. A następnie, gdy upewnił się, że nikt nie patroluje korytarzu, udał się w stronę murów obronnych.
Dzisiejszego dnia Neji był wyjątkowo markotny, możliwe, że przyczyną była wiadomość o śmierci krewnego. Geniusz rodu Hyuga pamiętał, jak jeszcze będąc małym chłopcem, Kumo przychodził do wspólnej izby i brał go na kolana, a później opowiadał o wypełnionych zadań dla wioski. Neji zawsze  podziwiał starszego o siedem lat kuzyna, traktując go jak brata. 
Hinata odnalazła kuzyna koło głównego wyjścia z pałacu. Stał oparty o kolumnę, milczący i zapatrzony w jakiś niewidzialny punkt. Spokojnie podeszła do niego, a gdy ją zauważył, niemo nakazał za sobą podążać. 
Wielkie było zdziwienie Hinaty, kiedy po raz pierwszy udało jej się wykonać obronny wir, a żaden z pocisków nie zdołał się przedostać. Neji jakby wciąż nieobecny, starał się udawać zadowolonego. Jednak wiedzieli, że nie mają więcej czasu, bo zaczęło się ściemniać. Zmęczeni skierowali się w stronę pałacu, a nad ich głowami kłębiły się atramentowe chmury mroku. 



Kakashi kończył swoją wartę, zmieniony przez jednego ze strażników bocznych. Zszedł wolnym krokiem, po brukowanych schodach, spoglądając w dół. Przez cały czas nie mógł skupić myśli, a obraz Haruno zbierającej zioła, powodował chwilę oderwania od żałoby. 
Wszedł do jadłodajni, pchnięciem otwierając na oścież drzwi. Uśmiechnął sę do siebie, widząc medyczną kunoichi kończącą swój posiłek. Usiadł naprzeciwko kobiety, biorąc gliniany talerz do ręki. Do kielicha nalał stojącego obok wina, tak, że jego zawartość szybko się zapełniła rubinową cieczą. Pochwycił w dłonie kawałek opiekanej ryby i położył ją na talerzu. Sakura bacznie mu się przyglądała, nie odzywając się słowem. Kakashi nie chciał wiedzieć o czym w danej chwili myśli, lecz opróżniając szybko kielich, nalał ponownie wina.
– Chce panienka?
Zauważył jej pusty kielich i nie czekając na odpowiedź zapełnił go winem. Sakura oniemiała pochwyciła go mimowolnie i razem z dowódcą opróżniła. Zmrużyła oczy, nie wiedząc, o czym Hatake w danej chwili myśli, lecz, gdy kolejny raz nalał wina, obawiała się o jego stan jutrzejszego dnia. 
– Chyba kapitanowi już wystarczy?
Zabrała bukłak, a to spowodowało, że Kakashi chwycił jej rękę i przyciągnął do siebie. Sakura widziała w jego oczach jakiś dotąd niespotykany mrok. Wiedziała, że przeżywa żałobę, widział to w jego spojrzeniu. Jego ruchy były stanowcze, rzekłaby nawet władcze. 
– Jeszcze nie skończyłem. 
– Jutro z samego rana wybywamy na misję, nie powinien kapitan…
– Być skacowany?
Zdziwiło Sakurę jego dość bezpośredni język, zwłaszcza, że rozmawiał z kobietą. Jednak przywykła do tego, że nikt nie traktuje ją w życiu poważnie, bo przecież nie pochodzi ze sławnej rodziny, a jest tylko dziewczyną z podrzędnego rodu, pracującego od dawien dawna dla wspaniałego rodu Nara. 
– Przecież jesteś medykiem.
– To nie znaczy, że będę marnować czakrę na niwelowanie bólu głowy po winie. 
– Jestem kapitanem i powinnaś słuchać moich rozkazów. 
– Nie znaczy to, że może kapitan pić dzbany wina dzień przed wyprawą. 
– Widzę, że nie obawiasz się mówić tego, co myślisz. Lecz uważaj, bo tylko jedno moje słowo, a może panienka wcale nie jechać do Leśnego Królestwa. 
– Czy dobrze usłyszałam pańską groźbę?
– Ostrzeżenie – puścił jej ramię, a na miejscu jego dłoni pojawił się czerwony ślad. – Powinna panienka wrócić do komnaty i zasnąć. Jutro przed nami długa droga. 
Sakura postawiła dzban z winem przed dowódcą. Miała ochotę wylać jego zawartość na męską twarz, lecz powstrzymała się i odwróciła. Zdenerwowana odłożyła naczynia do kuchni i wyszła. Miała serdecznie dosyć Kakashiego, który pomimo żałoby zachowywał się jak gbur. 
Zdziwiła się, gdy w środku nocy, otworzyła zaspane oczy. Męska sylwetka siedziała naprzeciwko łoża, obserwując ją bacznie ciemnymi jak węgiel oczyma. Przyglądał jej się bacznie, z pewną buńczucznością, a gdy przetarła raz jeszcze oczy, zauważyła Kakashiego opierającego się o jeden z drewnianych filarów łóżka. 
– Nie powinien kapitan tutaj przebywać. 
Nikły blask księżyca spowodował, że zauważyła jego nagi tors. Klatka piersiowa miarowo się unosiła, razem z wdechem, na wydechu opuszczała. Kakashi zmrużył oczy, jakby chcąc przejrzeć w głąb kobiety, lecz pochylił się nad nią. Wyczuwała od niego pozostałości wina, jak i przyjemny, męski zapach. Przysunął się do niej bliżej, a Sakura otępiała, nie ruszyła się nawet na centymetr. 
– Nie powinna panienka drażnić śpiącego lwa. 
Nim zdążyła zareagować, męskie usta dobyły jej warg i złączyli się w pocałunku. Haruno nie potrafiła się od nich oderwać, a może nawet nie chciała. Nie wiedziała dlaczego, ale coś nakazało jej odwzajemnić ten pocałunek. I nie liczył się obraz czarnowłosego strażnika, który ostatnim razem rozdziewiczył jej usta. Hatake całował inaczej, ciężko było powiedzieć, który smakował lepiej. Każdy był inny, jednak tak samo dobry. 
Przybliżył się Kakashi, wplątując dłonie w jej różowe kosmyki. Przyciągnęła go bliżej, tak, że wylądowali oboje na posłaniu. Obsypywał pocałunkami jej szyję, a także schodził na odkryty dekolt. Zaczynał czuć w bieliźnie swoje pożądanie. Pragnął ją. Szczególnie dzisiaj. 
Jakby zdrowy rozsądek nakazał Sakurze oderwać się od kapitana. Odchyliła głowę, spoglądając w jego oczy. Wciąż ciężko łapali powietrze. Kakashi, jakby zdążył oprzytomnieć, cofnął swoje ręce od kobiety. Powstał z miękkiej pościeli i stanął na nogach. 
– Przepraszam. 
Odwrócił się od Haruno i skierował w stronę wyjścia. Bezszelestnie otworzył drzwi i wyszedł. A Sakura opadła na poduszkę, wciąż próbując złapać oddech. Czuła się beznadziejne, nie wiedziała dlaczego, ale wrażenie pewnej zdrady ciążyło jej jeszcze przez pewien czas. Zdziwiła się jednak, odkrywają, że Kakashi był niezwykle czułym mężczyzną, a jego bijące szybciej serce, sprawiło, że pomimo wcześniejszej kłótni, Sakura uwierzyła, że jednak je posiada. Zmęczona zamknęła oczy i postanowiła nie zawracać sobie głowy tym incydentem. Bo na niego nie miała już wpływu. 


Hinata w dalszym ciągu leżała pod pierzyną, nie mogąc zasnąć. Wzrokiem wodziła po materiale baldachimu, wciąż wspominając zajście sprzed kilku godzin. Wiedziała, że nie powinna być tak szczęśliwa, w końcu dowiedziała się ponurych wiadomości, a myśl o zamordowanym krewnym napawała jej serce smutkiem. Starała się opanować, wziąć w garść i uspokoić. Lecz w momencie, kiedy Uzumaki złączył ich usta, wiedziała, że rozum przegrał wewnętrzną batalię z jej sercem. Najbardziej schowane pragnienie, eksplodowało ze zdwojoną siłą. Pomimo bólu i cierpienia serca, przeżywającego żałobę, w końcu miała chwilę dla siebie. 
Przechyliła głowę na miękkiej poduszce, spoglądając w stronę okna. Atramentowa powłoka nieba była bezchmurna, a migoczące na niej srebrzyste gwiazdy, wskazywały drogę wędrownym kupcom. Widziała gwiazdę polarną, najjaśniejszą ze wszystkich. Zmrużyła lawendowe oczy, jakby starając się uzyskać odpowiedź – co powinna teraz zrobić?
Nie usłyszała odpowiedzi. Gwiazdy milczały, księżyc i ona. Zacisnęła mocniej dłoń na pierzynie, napawając się delikatnością pościeli. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jutro wyruszy na misję, która zmieni całe jej życie. Misja, która może zaważyć na powodzeniu w nadchodzącej wojnie. 
Po prostu nie mogła zawieść. 




Barczysty czarnoksiężnik, stał w tym momencie na brukowej kostce swojego pałacu. Z wieży obserwował niewielki punkt, który w oddali tlił się i czekał. Zdawałoby się, że jego głowę zaprzątają złowrogie myśli, a szarłat jego tęczówek był w tamtej chwili wyjątkowo mroczny, lecz przepełniony spokojem. Z oddali słychać było skomlenia i jęki, dochodzące z podziemnych lochów. Napawał się tym dźwiękiem. Stojąc na szczycie powoli oddychał, a na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmiech. Zamknął powieki.



A teraz śpij słodko Księżniczko Byakugana. Będę czekał na ciebie, 
gdziekolwiek pójdziesz, gdziekolwiek się schowasz 
– dopadnę ciebie i zabiorę wszystko, co jest ci drogie.
Będę czekał. Te piękne oczy pewnego dnia zabiorą ci wszystko.
A teraz śpij słodko Księżniczko Byakugana. 



KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ.






K: Na tym zakończymy cześć pierwszą, a druga powoli się tworzy. Chciałabym chociaż spisać połowę nim opublikuję księgę drugą. Tak więc, może będzie to niebawem, a może za miesiąc. Chciałabym podziękować przede wszystkim Sharonie, która była tutaj od początku, której cenne rady posłużyły, aby lepiej wam się czytało. Dziękuję Talonowi, bez którego nie pojawiłoby się tutaj pewnie jeszcze nic i chciałabym podziękować wam wszystkim – dzięki którym wciąż czuję sens w tym, co tu się pojawia. W takim razie do usłyszenia, niebawem!
 – A tutaj mały potterowski prezent ode mnie –>  klik.


5 komentarzy:

  1. Hinata i Naruto. Coś zaiskrzyło w tej sypialni. Chyba dobrze, że Neji im przerwał. Będzie większe napięcie.
    Co to miało być z Sakurą ja się pytam. Kakashi uwięził ją w iluzji?
    Będę czekać na kolejną część. Do przeczytania ;D.
    Tymczasem zapraszam do siebie na nowy rozdzialik ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta sypialnia była wprowadzeniem do wydarzeń, które będą opisane w drugim tomie. Mam zarys i tam będzie się działo :D

      Usuń
  2. Bardzo fajny pomysł na historię :)
    Trochę Naruto, trochę władcy pierścieni, a nawet mały smaczek z Fairy Tail :D
    Podoba mi się twój styl pisania i przede wszystkim poprawność językowa, której widać, że pilnujesz :)
    Jedyne co mi się rzuciło w oczy, to brak przemyśleń ze strony Naruto. Jest jedną z głównych postaci, a jeszcze nie miał swoich 5 minut, żeby się wypowiedzieć.
    Też romans z Hinatą, mam wrażenie, że jakoś zbyt prosto i łatwo się zaczął. Nic o sobie nie wiedzieli, a już się całowali.
    Więcej już nie narzekam, bo opowiadanie naprawdę mi się podoba i czekam na następne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :)
      Niestety przez większość części pierwszej miałam problem z tą parą, jakaś blokada, którą mam nadzieję przezwyciężyłam w księdze drugiej, którą już mam nadzieję za niedługo zacznę publikować.
      A co do Fairy Tail - to jest moje drugie ulubione anime, więc smoki od razu mi się z nimi skojarzyły :D

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥