piątek, 23 października 2020

Rozdział #13

 

Niepokojące wiadomości.


To nie Zabuza Momochi dowodził armią zbuntowanych shinobi Kirigakure, lecz Jūzō Biwa, kierował ich w sam środek okrągłego pola, wyłaniającego się znad morskiej mgły. Ciemność przebijała się przez leśne odmęty, kilka podeptanych wydm zawadzało im o nogi. Buntownicy czuli w sobie żądze krwi, napawając się strachem cywili, którzy w popłochu opuszczali swe domostwa. Mleczna powłoka, odsuwała się z każdym krokiem, ciążąc jedynie zrozpaczonym ludziom.
Jūzō był wysokim i szczupłym shinobi, nie miał brwi, a na jego prawym policzku znajdowała się blizna w kształcie krzyża. Cała dolna szczęka była pokryta czerwonymi pionowymi paskami i jednym poziomym, tuż pod nosem. Wzrok miał srogi i okrutny. Tak jak większość shinobi wychowujących się w wiosce krwawej mgły, delektował się brunatną cieczą, wypływającą z ludzkiego organizmu. Dla niektórych był diabłem, inni nazywali go wilkołakiem. Lecz przede wszystkim był to mężczyzna, buńczuczny i sadystyczny. Może dlatego Zabuza mu ufał. Inaczej nie powierzyłby mu zdobycia transportu elfickiego arsenału.
Gdy Hatake Sakumo wyruszył z wojskami z doliny Kamikochi, słońce już zniżało się ku zachodowi, utrudniając podróż, rażąc w oczy ostrym blaskiem. U podnóża sąsiedniej góry biegł na południe bity trakt i postanowili nim podążyć, przebijając się przez liczne potoki oraz kolejne leśne bory. Od wschodu nadciągał mrok, który miał spowić cały horyzont, jednak Biały Kieł Wioski Ukrytej w Liściach wiedział, że to była ich jedyna szansa, na dotarcie do Kraju Fal przed najeźdźcami. A gdy Hatake dostrzegał w czymś szansę, wiedział, że należy ją wykorzystać.
Jechali dalej i dalej, nie odwracając się do tyłu, nie widząc znikającego w oddali pałacu hokage. Pędzili do przodu, nie zatrzymując się prawie wcale. Konie były wytrzymałe, lecz mieli jeszcze długa drogę do przebycia. Według obliczeń Kumo Hyugi za cztery dobry powinni znaleźć się na drewnianym pomoście, prowadzącym do niewielkiego nadmorskiego miasteczka. To na jego końcu znajdowała się mała kraina, w której miały zacumować statki z bronią.
Gdy spowiła ich całkowita ciemność, postanowili rozbić obóz. Rumaki sapały ze zmęczenia, a jeźdźcy opierali się o konary drzew. Rozłożywszy kilka namiotów, rozdzielili między sobą obowiązki, a potem część z wojowników udało się na spoczynek. Reszta ustawiła się wokoło obozu, na warcie trwającej pół nocy. Następnie postanowili, że będą się zmieniać.
Mieli za sobą dobrych pięć godzin jazdy i znajdowali się niedaleko granicy Kraju Ognia. Rozpalili niewielkie ognisko, aby ogrzać się w razie potrzeby, gdyby noc jednak była bardziej mroźna niż przypuszczali. 
Noc minęła bezproblemowo, niespodziewanie szybko i nim Sai zdążył zamknąć oczy, musiał ponownie je otworzyć. A do jego uszu dobiegł odgłos rogu, nakazujący wstać i wyruszyć w dalszą drogę. Przeciągnął się i złożył niewielki futon, siadając ponownie na klacz. Niebo było bezchmurne, a promienie słoneczne leniwie przedostawały się z odległych pagórków. Duchota wisiała w powietrzu, a ze wschodu nadciągała burza, deptała im po nogach, więc spieszyli się by dotrzeć na czas. 
Sakumo Hatake skierował swego rumaka w kierunku przedstawiciela rodu Hyuga. Kumo zwolnił galop, jakby czekając na pytanie przełożonego.
– Powiedz mi Kumo, masz bystre oczy swojego klanu i na pewno tak jak ja wyczułeś w oddali niebezpieczeństwo?
– Zbliżają się do nas od wschodu, kilkanaście wojowników nieprzyjaciela.
– Powinniśmy się zatrzymać? – Do rozmowy wtrącił się Chōza Akimichi.
– Myślę, że mamy przewagę.
– Musimy się śpieszyć w kierunku Kraju Fal.
Sakumo popędził swego rumaka, a za nim poczynili i pozostali. Nie mogli pozwolić sobie na opóźnienie, więc zdecydowali, że walczyć będą, gdy przekroczą granice. Nie mogli zaprzepaścić szansy, na odebranie elfickiego arsenału. Hatake zdawał sobie z tego sprawę. 


Trzeciego dnia od wyjazdu wojsk z siedziby hokage, powietrze stało się jeszcze bardziej cięższe. Nadchodząca wojna wisiała w powietrzu, każdy miał jej świadomość. Hinata trenowała swoje kekke genkai z Nejim, który był bardzo surowym mentorem. Lecz sama Hinata pragnęła zrobić wszystko, co w jej mocy, aby stać się silniejsza. Musiała, dla siebie, dla klanu, dla niego.
Naruto obserwował jej treningi, wdziała go często na murach obronnych, jak zapatrzony, opierał brodę na ręce. Podążał za nią niebieskimi tęczówkami i uśmiechał się, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
– Nie uważasz. – Gniewny ton Nejiego sprowadzał Hinatę na ziemię. – Skup się panienko.
– Dobrze, przepraszam. 
Trenowali kilka godzin dziennie, od momentu pojawienia się na dworze czcigodnego. Hinata już była bliska opanowania obronnego wiru, jednak Neji, jak przystało na wymagającego nauczyciela, wciąż miał jakieś zastrzeżenia.
Zmachana i obolała Hinata ponownie wylądowała na ziemi, a z kobiecego podbródka spłynęła kolejna kropla potu. Zmęczone mięśnie odmawiały posłuszeństwa, kiedy znów chciała podnieść się na nogi. Zachwiała się i zakołysała, praktycznie mdlejąc z wycieńczenia.
– Na dzisiaj wystarczy.
Neji pojawił się przed nią i momentalnie wziął na ręce. Kruche, kobiece ciało, było w fatalnym stanie, więc poczuł się odpowiedzialny z ten stan. Z Hinatą w objęciach powędrował w kierunku szklarni, w której miał nadzieję znaleźć Haruno. Nie pomylił się. Medyczna kunoichi pochylała się nad dorodnym krzewem rzadko spotykanego lekarstwa.
– Hinata!
Sakura odłożyła pergamin na bok, dobiegając do wejścia. Obserwowała Hyugę, który położył kuzynkę na drewnianej, niewielkiej ławce. Dłonie Haruno momentalnie spowiła zielona poświata, która swoją mocą dodawała ulgi pacjentce.
– Nic jej nie będzie?
– To tylko przemęczenie. 
Neji poczuł wyrzuty sumienia, kiedy wdrapywał się po schodach do swojej komnaty. Chciał opłukać spoconą twarz, a następnie przebrać ubrudzone treningiem szaty. Może rzeczywiście za dużo wymagał od Hinaty. Aczkolwiek ich wyprawa zbliżała się i wiedział, że panienka powinna znać tą technikę. Obronny wir powinien ją chronić, gdyby Neji nie był w stanie, a co gorsza, gdyby jego zabrakło. Nabrał zimnej wody w dłonie i ochlapał twarz, aby następnie przebrać ubranie w białą lnianą koszulę i beżowe spodnie. A gdy był gotowy, skierował się w stronę obronnych murów. 


Sai skręcił z traktu do brodu i skierował się razem z jednostkami na południe. Dzieliło ich już zaledwie kilka mil do granicy i doskonale zdawał sobie sprawę, że czeka ich walka. Dlatego przez całą drogę kumulował w sobie czakrę, aby być gotowym. Most zbliżał się, wyłaniając z oddali. Widzieli jego kolumny. Gdy przekroczyli granicę, zgodnie z rozkazami Sakumo rozdzielili się na dwa zastępy. Sai miał za zadanie przedostać się na sam jego koniec, aby móc użyć swojej techniki Chōjū Giga dzięki której potrafił ożywić rysunek. Była to umiejętność, która powinna zapewnić im powodzenie misji.
Już tylko sekundy dzieliły wojowników od walki, atmosfera gęstniała z każdą minutą. Mgła zasłaniała widoczność, utrudniając każdy, nawet najmniejszy ruch. W końcu i Sai dosłyszał odgłos uderzanych o siebie katan czy mieczy. Dźwięk stali obijał się echem w jego uszach, a sam poczul ruchy ciepłego powietrza jakieś dwa metry od siebie.
Ruszyli do boju. Każdy z wojowników starał się przeżyć, lecz nie wielu umiało walczyć w takich warunkach. Gęsta i lepka mgła, przytuliła się do ich ciał, niczym plączący bicz i trudno było podnosić miecz.
Sai widział jak kolejni wojownicy padali, czy od strony nieprzyjaciela, czy chociażby z rodziny Hyuga. Nie potrafił dostrzec dowódcy, lecz krzyk Sakumo dobiegł go i dosięgł jego wnętrza.
– Uciekaj! To rozkaz!
Sai zrobił tak jak mu nakazano, był w końcu żołnierzem. Rozłożył czysty zwój, namalował wielkiego, atramentowego ptaka i przytknął palce do ust. 
– Chōjū Giga!
Z rozwiniętego zwoju wyskoczył ptak, swoim wyglądem przypominał orła, stojący na jednej nodze. Sai szybko wskoczył na niego i chwyciwszy część ładunku, przygotowanego na końcu mostu odleciał. Wiedział, że musi śpieszyć się do hokage. I zostawił tak towarzyszy, wypełniając rozkazy dowódcy. Ratując własne życie. 


Hinatę ponownie nękał mroczy sen, a kiedy otworzyła oczy ujrzała ciemność niewielkiej komnaty. Chwyciła się za skroń, masując ją okrężnie, chcąc dać swobodę obolałej głowie. Widziała znów we śnie te karmazynowe tęczówki i kolejny raz usłyszała brutalny głos nawołujący do kapitulacji. Przełknęła ślinę z trudem, otarła spocone czoło. Nie wiedziała, która godzina, możliwe, że chwila przed świtem, bo wcześniej atramentowe niebo, teraz zamieniło się i pobladło, jakby przed samym wschodem. 
Opadła raz jeszcze na ubitą poduszkę, przymykając ciężkie powieki. Starała się usnąć, lecz nie potrafiła. A gdy komnatę wypełnił słoneczny blask, odpuściła. Wiedziała, że i tak nie zaśnie, a dalsze próby spowodują większy ból głowy. Powstała z łóżka, przeciągając się i ziewając. Wschodzące słońce było koloru szkarłatnego.
– Dzisiejszej nocy krew została przelana – pomyślała.
Nie zwiastowało to nic dobrego, lecz nieświadoma, odziała się w ubranie, przeczesując palcami granatowe pasma włosów. Doskonale zdawała sobie sprawę, że trzeba będzie wyruszyć do Leśnego Królestwa, jednak czekała na znak od Nejiego, który miał u Hiruzena załatwić kilka spraw. Pozostawiła komnatę zamkniętą i skierowała się do końca korytarza. Nie wiedziała ile schodków przebyła, czy korytarzy minęła, w końcu zdała sobie sprawę, że zabłądziła.
– Hinata?
Z pomocą nadszedł jej idący Uzumaki, ubrany w czarno-pomarańczową bluzę, zapinaną na klamry. Na plecach miał znak Kraju Wiru, który także był symbolem klanu Uzumaki. Naruto podszedł do kobiety, jak zawsze obdarowując ją uśmiechem. Hyuga spojrzała na jego twarz, na której pojawił się lekki, trzydniowy zarost. Odwzajemniła uśmiech i założyła granatowe pasmo za ucho.
– Dzień dobry Naruto – kun.
– Co tu robisz w tej części zamku?
– Szczerze powiedziawszy, to zgubiłam się. – Odrzekła, rumieniąc się ze wstydu.
– Nie ma się czego wstydzić, ta siedziba została tak skonstruowana, że nie panienka pierwsza nie ostatnia. – Podał jej dłoń. – Sam na początku miałem trudności z odnalezieniem wyjścia. Proszę za mną, skierujemy się w stronę głównego holu.
Hinata ujęła jego ramię i skierowali się w stronę północy. Mijali korytarze, skręcali to w prawo, to w lewo. Naruto raczył ją rozmową, czasami żartem, a Hyuga wiedziała, że był porządnym i wspaniałym mężczyzną. Dało się od niego poczuć ciepło bijącego serca, spokój i opanowanie, a przy tym był bezpośredni, szczery i otwarty.
– Słyszałem, że mamy ruszyć do Edolas. – Naruto przystanął przy dębowych drzwiach, na samym końcu ostatniego korytarza.
– Czekam tyko na znak od Nejiego. Ojciec nakazał, by ze mną się tam udał.
– Do Leśnego Królestwa nikt nie wejdzie od tak. Powinniśmy jakiś plan obrać.
– Moją matka była córką Alliosa, więc powinniśmy wejść bez problemu. 
Naruto obdarzył Hinate spojrzeniem pełnym zachwytu. Pod naporem tych niebieskich tęczówek, na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Przygryzła delikatnie wargę i zamknęła oczy. Nie wiedziała, co strażnik sobie myśli. 
– To zmienia postać rzeczy. – Odrzekł, przerywając chwile milczenia. – Dlatego panienka jest taka piękna. Dlatego może słyszy głosy.
– Sakura mi to samo powiedziała. Podobno moja matka też miała wizje. Potrafiła zobaczyć przyszłość. 
– A panienka, co w swojej wizji zobaczyła?
– Ostatnio nie mam wizji, nic, czarna przestrzeń. Myślę, że to przez to, że wojna się nie rozpoczęła. Madara nie podjął ostatecznych decyzji, tak jak pozostali Kage. 
– Trzeba ruszyć do Edolas i odnaleźć odpowiedzi.
Hinata pożegnała się z Naruto, kiedy skłonił się nisko i ucałował jej dłoń. W jadłodajni zjadła na śniadanie troszkę wiejskiego twarożku ze szczypiorkiem i popiła zieloną herbatą. Kiedy w drzwiach od głównego holu zauważyła Nejiego, podążyła do niego i obydwoje skierowali się w stronę placu treningowego. Musiała jak najszybciej opanować technikę i wyruszyć do Leśnej Krainy. 






K: Jeszcze jeden rozdział i zakończymy księgę pierwszą. Zdecydowany brak czasu w tym sprawia, że rozdział wygląda jak wygląda. Dodaję przed pracą, bo niestety boję się, że już nie znajdę czasu w tym tygodniu. Mam nadzieję, że się trzymacie zdrowo? Do następnego tygodnia i finałowego rozdziału księgi pierwszej! 


2 komentarze:

  1. Koszmary Hinaty są zastanawiające. Czyżby miala prorocze sny? Już ma w sobie magiczne moce oraz magie (chakrę). Ciekawe jak zakończysz ten tom, na ostatnim rozdziale zawsze ciąży najwieksza odpowiedzialność mo ma jednocześnie kończyć jakąś kwestię i jednocześnie zachęcać do przeczytania następnego tomu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hinata odziedziczy zdolności swojej matki, lecz więcej o tym w tomie drugim :)

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥